5 sierpnia 1996 r. usiadłyśmy z Agatą na rosochatej wierzbie i zaczęłyśmy pisać Wspólne Dzieło, w skrócie WD. Agata pisała o tym wczoraj u siebie na blogu (link tu), ja sama również nie raz wspominałam, że tak to się kiedyś zaczęło. Dziś mija dwadzieścia pięć lat odkąd piszę o Vendzie i DaWernie. Po fragmenty pierwszego Wspólnego Dzieła odsyłam Was do bloga Agaty, ja chciałabym Wam pokazać jak bardzo zakręciłyśmy się na punkcie tego świata. Świata, który właściwie w ogóle nie przypomina już tego, co potem stworzyłyśmy osobno, ale jednak ważnego. Bez Wspólnego Dzieła nie byłoby Wilczej Doliny.
No i się zaczęło 🙂 Po wpisie Agaty wiecie już, że to, co pisałyśmy, nie było ani specjalnie odkrywcze, ani mądre, ani dojrzałe, ale rosło i dojrzewało z nami, bawiło nas i pomagało uciec od smutków. W żaden sposób nie nadaje się już dziś do publicznego okazania, ale z pewnych elementów wciąż jesteśmy zadowolone. No i mamy ogromny sentyment, choć prawdopodobnie jest to emocja z tych, których lepiej nie testować ponownym zetknięciem z obiektem ciepłych uczuć 😉
Ruszajmy w podróż w czasie!
Grubachne zeszyty pisane były ręcznie, tytuły rozdziałów od początku miały swą ozdobną czcionkę i od pewnego momentu nawiązywały do tytułów filmów i książek…
Bawiłyśmy się tym światem. Powstawały mapy, od planu wioski do map świata i powiem Wam szczerze, że dziś już nie umiem powiedzieć, która ostatecznie była tą obowiązującą.
Nie przejmowałyśmy się stylizacją, bawiłyśmy się językiem, postaciami, światem, inspirowałyśmy się tym, co akurat czytałyśmy albo filmami, które robiły na nas wrażenie.
Oczywiście powstawały też rysunki, czasem bazgrane wprost na marginesach, wolnych przestrzeniach u dołu strony lub okładkach zeszytów. Część zakleiłyśmy z czasem, ale dziś mam już tyle dystansu, że znów mogę je oglądać.
Przechodziłam fazę na wiersze i piosenki, więc były i piosenki! Ta chyba miała ilustrować jakieś święto, ale tak naprawdę chodziło chyba o to, żeby wyrzucić ją z głowy i spróbować się z nową formą 🙂 Wybaczam sobie 😀
Świat miał także własny kalendarz. Nie korzystałyśmy z niego za bardzo, a formę z pewnością skądś mocno zaczerpnęłam, ale nie mam już pojęcia skąd.
Na przestrzeni lat powstało wiele portretów postaci WD, ale to jest bodajże pierwszy narysowany przeze mnie DaWern. Miałam trzynaście lat, więc wiecie… Mocno mi ten koleś siadł w głowie 😉
Do dziś często rysuję postacie, o których piszę, choćby po to, żeby utrwaliły mi się w głowie.
Agata też rysowała, od zawsze była w tym lepsza ode mnie.
Z czasem powstały też inne, pomniejsze WD, na przykład takie maleństwo w formie komiksowej, gdzie akcja dzieje się współcześnie i to dosłownie na naszym własnym podwórku.
Na początku świat WD nie był dla nas niczym więcej, niż wakacyjną rozrywką. Potem, nie przesadzę, stał się integralnym kawałkiem naszego życia na kilka dobrych lat. W moim kalendarzu można znaleźć jeszcze taki wpis:
Ku własnemu rozbawieniu, znalazłam i taki wpis, z 29 lipca 1996r, kiedy to jeszcze planowałam własną powieść, o szumnym tytule roboczym „Wojownicy”:
Ten DaWern, który „nie wiadomo, po co będzie” okazał się chyba najbardziej charyzmatyczną postacią poboczną, jaką wymyśliłam. Nie tylko zmiótł w niepamięć jakiegoś tam Lomina, ale jeszcze robi obecnie karierę w kraju i za granicą 😀
Dziś mija 25 lat istnienia WD. Nikt nie przerwał naszej zabawy, nie odradzał nam pisania, nie ganił nas za to, że godzinami ślęczymy nad zeszytami, że śmiejemy się jak obłąkane, zarywamy noce, zamykamy się we własnym towarzystwie. Wczoraj rozmawiałyśmy z Agatą i doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy świetnym przykładem na to, że nigdy nie wiadomo, które dziecięce marzenia staną się czymś więcej. Pamiętajcie o tym, jeśli jesteście rodzicami 😉
Dziś, w 25-tą rocznicę powstania, obie Wilcze Doliny – ta Agaty i ta moja – są już w rękach czytelników. To świetny moment. Jestem bardzo zadowolona i wzruszona.
Siostro, God-A., jestem z nas dumna 🙂
PS. Jeśli dotarłeś, dotarłaś, aż tutaj, to wiedz, że tobie również dziękujemy. Za wsparcie <3