Z natury dużo myślę i gadam. Sporo też czytam i często pojawia się we mnie pragnienie podzielenia się przemyśleniami na temat lektur. Niestety odkąd pracuję w domu i straciłam dostęp do codziennych pracowych pogawędek z kumpelą Anką, narasta we mnie chęć, by opiniami o książkach dzielić się w sieci. Kilka takich wpisów popełniłam na swoim profilu na FB i wszystko było w porządku, były to bowiem opinie pozytywne, z lekkim jedynie zaznaczeniem obszarów, które uznałam za słabsze punkty powieści. Ale przecież nie każda książka mi się podoba. Ba! Ja mam bardzo często gust zgoła odmienny od ogółu (czy nie każdy z nas ma takie poczucie?) i o tych gorszych tytułach mam pragnienie pisać równie otwarcie, ale nie jest to takie proste, ponieważ nie jestem zwykłym czytelnikiem.
Tu wchodzi tabu…
Napisałam kiedyś jednozdaniowy komentarz pod ostrą recenzją książki jednej z polskich autorek. Mój komentarz nie był rozbudowany. Brzmiał mniej więcej tak: “Kto pisze pozytywne opinie tej książki?”. Bo to zastanawiające, skoro błędy wypunktowane przez recenzenta były dość rażące. Swoje zdanie poparł przykładami z tekstu, nie hejtował, skrupulatnie opisał i szeroko uargumentował niedociągnięcia. Ale książka miała sporo dobrych opinii i wysoką ocenę na lubimyczytać.pl. Zastanowiło mnie to.
Niecały rok później zdarzyło mi się rozmawiać z autorką recenzowanej książki i dostało mi się za tamten krótki komentarz. Autorka stwierdziła, że ona by tak nie napisała, bo nie zrobiłaby tego innemu autorowi, ale to kwestia charakteru i wyznawanych zasad. Poczułam się więc szmatą bez charakteru i z kompasem moralnym bez wskazówki. A co by było, gdybym to ja napisała negatywną opinię o czyjejś książce? Tabu “o książkach innych autorów dobrze, albo wcale” ma się świetnie.
Nie ucz szewca buty robić
Jakub Ćwiek i Wojciech Chmielarz próbowali jakiś czas temu przepchnąć w swoich felietonach i postach myśl, że tabu należy złamać. Jakże się ucieszyłam! Jestem głęboko przekonana, że autor jest w stanie rozmawiać z innym autorem na poziomie innym, niż autor z czytelnikiem. To kwestia wykonywania tego samego zawodu, innego odczytywania książki. Podobnie jak ja, w rozmowie z szewcem, mogłabym powiedzieć mu, czy buty, które zrobił są ładne, wygodne, modne i tak dalej, ale nie pogadam z nim o samej technice wykonania, nie dostrzegam i nie znam procesu, narzędzi, trudności. Czasem, w kuluarach, autorzy rozmawiają o książkach swoich i cudzych. Jakie to są rozmowy, kochani! Jak cudowne to są rozmowy… Chciałabym móc tak swobodnie dyskutować o książkach w sieci, kiedy po lekturze czuję tę przemożną chęć wylania z siebie przemyśleń. Teraz, natychmiast, póki nie ulecą i nie przykryją ich wrażenia kolejnej lektury.
Swoją drogą, kiedy na swoim Instagramie zamieściłam post krytykujący drugi tom Trylogii Zimowej Nocy, nikt nie miał nic przeciwko. Prawdopodobnie więc, jako autorka i czytelniczka, mogę sobie pisać szczere opinie o autorach, którzy nie należą do mojego własnego światka. Tylko czy tyczy się to tylko autorów zagranicznych, czy może przejdzie jeśli wypunktuję słabości kogoś z gatunku, w którym sama nie piszę? Trudno mi rozpoznać tę granicę. Ale ja z granicami miewam częste problemy w kontaktach międzyludzkich.
Spójrz w lustro
Zastanawiam się, w czym problem. Wychodzi mi na to, że nie w samym posiadaniu czy wyrażaniu opinii o tekstach innych autorów, bo rozmawiamy prywatnie, na messengerach, na konwentowych piwach i w korytarzach. Nie spotkałam się, żeby ktoś się na mnie obraził, choć zawsze się tego boję, bo jestem mistrzynią mówienia zbyt wprost. Nauczyłam się robić kanapkę dobre-złe-dobre, ale zdania, których używam, często są wciąż zbyt mało posłodzone, za słone, bez lukru, brokatu, fałszywej instagramowej miłości. Nie umiem tak i wciąż zastanawiam się, czy chcę umieć. Ale staram się nie urazić autorów, naprawdę! Ja wiem, że pisząc, rzucili mi pod stopy swoje marzenia i stąpam po nich ostrożnie.
O co więc chodzi? Chyba o wyjście z opinią do ludzi. O to, że czym innym jest prywatna rozmowa, czym innym tekst zawieszony w sieci. Tak myślę. Tu jest granica. Powstaje więc pytanie bardzo ważne: Czy ja sama chciałabym, żeby inni autorzy pisali opinie o mojej książce na swoich blogach, Instagramach i Facebookach?
Wszystko, co złe, niech uderza we mnie
Pewnie myślicie, że teraz krzyknę “Tak! Oczywiście! Czemu nie?!”. Zaskoczę was w takim razie. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mówimy oczywiście o negatywnych opiniach, pozytywne są mile widziane zawsze i wszędzie 😉 Uodporniłam się już na negatywne recenzje. Nie jestem słoikiem Nutelli, nie każdego zadowolę. Pogodziłam się z tym.
Czy czułabym się urażona, gdyby ktoś potencjalnie mi znany, wytknął błędy moim powieściom? Takie błędy, o których istnieniu nie wiedziałam, albo gdybym widziała, jak mi się czasem zdarza, że czytelnik nie zrozumiał, co przeczytał? Czy miałabym za złe takiemu autorowi? Czy to, że jest kolegą po piórze coś zmienia w odbiorze? Czy to byłaby dla mnie trochę zdrada? Nóż w plecy? A może pomyślałabym, że mi zazdrości? Szczerze teraz do was piszę. No nie wiem. Ale chyba chciałabym się dowiedzieć.
Nie co, lecz jak
Wszystko zależy od tego, jak napisana byłaby opinia. Są redaktorzy, którzy chcąc dla tekstu jak najlepiej, piszą swoje komentarze takim stylem, że autorowi włącza się gadzi mózg i praca staje się ugorem. Są też tacy, którzy pokażą ci, że napisałeś straszliwe głupstwo, ale zrobią to tak, że poczujesz wdzięczność, nie złość. Różnica w stylu najczęściej zawiera się w braku śmieszkowania, profesjonalnym podejściu i postawie, która mówi: “Proponuję zmianę, ale jeśli się uprzesz, zostanie jak jest. To twoje nazwisko będzie widniało na okładce”. Nie wińcie więc redaktorów za wszystkie dziwactwa, jakie zostawili w tekście 😉 Gdyby w takim duchu autor skrytykował mi książkę, nie byłabym zła. Mało tego! Z autorem mogłabym dyskutować! Bo innym powszechnie znanym tabu jest “nie broń tekstu pod negatywną recenzją”. A pod tekstem autora chyba bym się nie krępowała.
Ale jest jeszcze coś. Gdybym skrytykowała książkę autora “większego” ode mnie, pewnie uznano by, że mu zazdroszczę, lub próbuję wybić się na krytyce kogoś popularniejszego ode mnie. Gdybym źle oceniła powieść pisarza (nazwijmy go umownie) “mniejszego ode mnie”, zostałabym wredną i zadufaną w sobie suką, która nie wspiera nowych i nie pamięta, jak sama była na ich miejscu. O kim więc mogę pisać? Chyba tylko o pisarzach zagranicznych, którzy do mojego wpisu nie dotrą nigdy, i których on nie obchodzi.
O polskich kolegach tylko dobrze, albo wcale. I tak ograniczamy sobie możliwość nauki i rozwoju, zacieśniając sposoby komunikacji do kontaktów prywatnych z autorami, których znamy. A potem, tak moi drodzy, dyskutujemy o książkach za plecami autorów, uśmiechając się do nich publicznie. A ja mam, jak ćma, potrzebę szczerości. Tylko czy warto dla niej spłonąć?
Zawieszenie
Przygotowując się do prowadzenia punktów programu na konwencie SlavicON czytam masę fantastyki słowiańskiej. Naturalnie mam ogromną ochotę podzielić się opinią! Ale.
Przeczytałam trzy książki. Jedna mało znana, świetna, chętnie o niej napiszę. Chyba mi wolno. Druga, według opinii na lubimyczytać.pl oceniana tak sobie, podobała mi się dość, żebym miała ochotę polemizować i powiedzieć, dlaczego ja uważam ją za dobrą. Chyba też mogę.
No i jest ta trzecia książka. Polecana, lubiana, która mnie znudziła i zirytowała tak, że nie doczytałam jej do końca. Mogę o tym powiedzieć głośno? Bo już pisząc ten akapit zastanawiam się, czy nie napisałam za dużo… I robi mi się smutno i czuję się ograniczona. Ale znam ludzi od prawie czterdziestu lat. Jeśli napiszę szczerą opinię, nawet rzetelnie i bez negatywnej energii, to ja będę zła. Autorka zniesie to, albo nie. Może zawsze będzie miała do mnie żal? Może będę w jej oczach szmatą bez moralnego kompasu? Może część moich czytelników odejdzie, bo takiej suki czytać nie zechcą? Ja sama przenoszę sympatię do autora na odbiór jego tekstów. Przyznaję to niechętnie.
Chyba pisząc ten tekst odpowiedziałam sama sobie. Mogę pisać wszystko, jeśli jestem gotowa przyjąć konsekwencje. Jesteś, Marto? Bo jeśli nie, to wracaj do szeregu. Pisz pamiętnik albo zadręczaj znajomych, obgaduj po kątach innych pisarzy, a potem posyłaj im buziaki pod postami. Inni tak robią, nie krępuj się. Po co ci ta otwartość? Mało cię życie bolało, czy co? Pisz sobie, pisz, ale dobrze.
Dobrze, albo wcale.