(Nie wiesz, czym są “Wichry”? TUTAJ się dowiesz)
Z wydaniem książki własnym sumptem nosiłam się od kilku lat. Chciałam to zrobić już przy okazji “Pragnę więcej”, ale kiedy zgłosił się do mnie Foksal nie mogłam przegapić okazji wydania książki z dużym wydawcą. Marzenie o selfie pozostało, choć zepchnęłam je gdzieś na tył głowy. Odkąd założyłam profil na Patronite nieśmiało miałam nadzieję, że zebrane w ten sposób fundusze przybliżą mnie do realizacji pięknego pisarskiego celu.
Pisałam to już wiele razy, ale napiszę jeszcze raz. Dziękuję, kochani patroni i patronki! Bez Was nie byłoby tej książki!
Prima Aprilis?
Bena Leśniowska-Gustyn, z którą przyjaźnię się od dobrych kilku lat, namawiała mnie na wydanie choćby tomiku opowiadań. Wracałyśmy czasem do tego tematu, potem znikał nam z radaru na kilka miesięcy. Pewnego dnia usiadłam, skleiłam w jeden plik wszystkie opowiadania, które miałam na dysku, a do których licencje zdążyły do mnie wrócić po wydaniach i nagle okazało się, że materiału jest dość na całkiem objętościową książkę!
Nie pamiętam, czy najpierw zadzwoniłam do Beny, czy wstawiłam post z okazji 1 kwietnia, ale na pewno oba zdarzenia miały miejsce tego samego dnia.
Post zaczynał się od słów:
“Ponieważ w tym roku mija 10 lat od mojego debiutu postanowiłam wydać własnym sumptem antologię opowiadań, która będzie prezentem dla mnie i fajnym uzupełnieniem w Waszej kolekcji.”
Wiedziałam, że chcę to zrobić. Decyzja została podjęta, choć możliwe, że gdyby post nikogo nie obszedł, podcięło by mi to skrzydła. Jednak entuzjastyczna reakcja w komentarzach tylko mnie zachęciła do działania. Oczywiście wszyscy pomyśleli, że to żart primaaprilisowy, ale już kolejnego dnia rozwiałam wątpliwości potwierdzając, że naprawdę wydaje “Wichry od Doliny”.
Ekipa
Od początku czułam, że ta książka będzie tak samo moja jak i Beny, bo nie wyobrażałam sobie robić takiego projektu z kimkolwiek innym. Przyjaźnimy się, inspirujemy, nakręcamy i pocieszamy. Pytanie brzmiało tylko: kogo jeszcze widzę w naszej ekipie?
Nieskromnie powiem, że wybrałam świetnie. Zarówno z Anią Wasińską, jak i z Dominiką Świątkowską pracowało mi się bezstresowo i po prostu przyjemnie. Na luzie, po ludzku, profesjonalnie i inspirująco. A jeśli ktoś zawalał, zmieniał zdanie pięć razy albo zapominał, że nie odesłał maila, tylko mu się w głowie tak wydawało, to jakoś zawsze byłam to ja…
Tak, jestem chaosem i mam tego świadomość, więc chyba kluczem naszego sukcesu był świetny dobór ekipy i za to mogę się poklepać po pleckach. Cała reszta zasług należy się dziewczynom.
Początkowo celowałam w premierę w październiku, bo dokładnie wtedy minęło dziesięć lat od mojego debiutu w “Nowej Fantastyce”. Termin nam się obsunął, ale wiecie co? W ogóle nie żałuję. W czasie pracy nad tym projektem nauczyłam się o sobie czegoś ogromnie dla mnie ważnego. Zawsze byłam bardzo niecierpliwa, tymczasem chyba osiągnęłam ten moment dojrzałości, kiedy potrafię wyluzować. Naprawdę! Chyba nareszcie umiem, bo rozumiem, że życie to pasmo niespodzianek, wena jest kapryśną panią, a ja wolę mieć książkę piękną i dobrze zrobioną, niż wydaną z potknięciami i kompromisami. Przecież właśnie spełniam marzenie!
Tam żyją smoki
Po dziesięciu latach na rynku i dwunastu napisanych powieściach znam proces wydawniczy na tyle dobrze, że nie przysparzał większych problemów. W końcu jednak dotarłam do miejsca, gdzie mój wzrok wcześniej nie sięgał. Tam gdzie żyją smoki. I drukują piękne książki.
Mam nadzieję, że jeśli czyta te słowa ktoś z drukarni ABEDIK to odbierze te słowa jako komplement a nie obrazę. Smoki to niesamowite istoty i czynią magię, więc wiecie.
Czas dopinania szczegółów z przemiłym panem Michałem z ABEDIK wspominam z rozbawieniem i lekkim cringe’m. Okazało się, że złoto ma bardzo wiele odcieni, folia bardzo wiele rodzajów, papier może być powlekany lub nie, a ja nie mam bladego pojęcia, jak o nich wszystkich zadecydować. Tu ogromną pomocą była znowu Bena, która zdjęła za mnie trochę tego ciężaru. Przebrnęłyśmy przez to razem, zyskałyśmy trochę nowych wspomnień, a pan Michał pewnie kilka siwych włosów… W każdym razie było warto.
Premiera
Drukarnia stanęła na głowie i na wysokości zadania, dostarczając książki w umówionym terminie 29 listopada. W sumie nie wierzyłam że to się stanie, liczyłam się z obsuwą, więc datę premiery ustaliłam na 5 grudnia. Nie jest to zresztą przypadkowy dzień, bo to data moich urodzin. Czy można wyobrazić sobie wspanialszy prezent dla pisarki, niż premiera nowej książki i to w dodatku właśnie takiej?!
Wielu z was trzyma dziś w dłoniach ”Wichry od Doliny”. Możemy świętować razem. Do tej pory nie wierzę, że to wszystko się udało, tak spokojnie, bez nerwów, kompromisów, schodzenia z jakości i obniżania poprzeczki własnym wyobrażeniom o efekcie końcowym.
Mamy twardą oprawę, mamy barwione brzegi, ilustracje przy każdym opowiadaniu, wyklejki, piękny papier, wszystkie szmery i bajery, które sobie zamarzyłam. Mam cudowną ekipę kobiet, które weszły ze mną w ten projekt i mam nadzieję, że są z nas tak samo dumne jak ja!
Dziękuję Aniu, Dominiko i Beno! Jesteście wspaniałe!
I jeszcze o Was, czytelnicy
Chciałam wydać własną książkę, ponieważ współpracując z wydawnictwami deleguję pewne zadania, ale także tracę wpływ na pewne rzeczy i często jestem stawiana przed faktem dokonanym. Wymyśliłam sobie, że kiedy wydam selfa, nie będzie żadnych kompromisów i to mi się udało.
Chciałam też, żeby ta książka była dostępna tylko u mnie, żeby była czymś wyjątkowym, dlatego można ją zamówić jedynie przez bezpośredni kontakt ze mną. Dzięki temu mogę Wam wpisać dedykację, wymienić z Wami maile, to jest dla mnie bardzo przyjemne. Lubię mieć z Wami łączność. Zawsze powtarzam, że moja wena karmi się Waszą energią. Pisanie jest dla mnie procesem wyczerpującym, stresującym (bo znowu nie napisałam tyle ile chciałam, a terminy gonią), a często również trudnym do upchnięcia w życiowym kalendarzu.
Nie pisałabym, gdyby nikt nie czytał. Życie by mi nie pozwoliło.
Nie wyobrażacie sobie nawet, jak wielka fala dobroci zalała mnie z Waszej strony w mailach z zamówieniami “Wichrów…”, w postach, relacjach i komentarzach.
To naprawdę wzruszające, serdecznie wam dziękuję!
Wyobrażam sobie, że dla wielu osób bezpośredni kontakt z autorką jest wyjściem ze strefy bezpieczeństwa, że łatwiej byłoby kliknąć “kup” w koszyku sklepu internetowego. Widzę Was i myślę, jak rozwiązać ten problem, jednocześnie nie rezygnując z założenia, które przyświecało mi podczas wydawania książki.
Tymczasem świętujmy dziś premierę mojej najnowszej i najbardziej kochanej książki!
Książki, z której jestem cholernie dumna, bo jest piękna i zawiera teksty, które zawsze chciałam pokazać szerszej publiczności.
Niech wieją “ Wichry od doliny” i niech was niosą ku pięknym chwilom!
Auuuuuu!!!
Interesuje Cię książką z dedykacją?
Aby nabyć książkę z dedykacją skontaktuj się ze mną telefonicznie lub e-mailowo. Zapraszam również na moje Social Media.
Marta Krajewska